Już od lat stałym punktem naszego wakacyjnego ładowania akumulatorów jest wyprawa do Ostródy, miejsca spotkań, radości i wzruszeń, mającego niesamowitą moc kreowania dobrych wspomnień. W tym odbywa się 17 edycja festiwalu, a na terenie ostródzkich koszarów zaprezentuje się kilkadziesiąt składów na kilku scenach.
Gdy dotarliśmy do tego uroczego miasta, w samym sercu zielonych Mazur, skierowaliśmy się prosto do położonego nieopodal jeziora amfiteatru. Muzykę słychać było już z daleka, a my mijaliśmy setki uśmiechniętych ludzi zmierzających w tę samą stronę.
Na scenę wszedł właśnie Damian Syjonfam, któremu tak jak w zeszłym roku towarzyszyło zachodzące słońce i słuchacze w każdym wieku, przedstawiciele wszystkich generacji. Wdzięcznie rzucali się w oczy najmłodsi i najmłodsze tańczący w rytm lirycznych piosenek artysty. Jego przekaz jest uniwersalny, odpowiedzialny, dotykający tematyki związanej z relacjami międzyludzkimi, wartości rodzinnych, ale też tych związanych z szacunkiem do natury i matki ziemi. Usłyszeliśmy największe hity Damiana jak “Ekonomiczna wojna”, “Kto siłę ma” czy “Powstanie”. Bardzo ucieszył nas fragment hitu “Idę na Wschód”, który Damian nagrał wiele lat temu z zespołem Comeyah.
Ostatni na scenie pierwszego dnia festiwalu pojawił się Grubson, który zapewnił nam potężną dawkę energii. Cały występ to wielkie show, przedstawienie muzyczne, ale również spektakl światła świetnie zsynchronizowany z muzyką. Grubson powitał swoich fanów twarzą w twarz wychodząc na scenę prosto z tłumu publiczności. Tego wieczoru usłyszeliśmy nie tylko, stare, dobre kawałki jak “Naprawimy to” czy “Na szczycie” ale też utwór pt. “Rudeboy Stance” z nowej płyty pt. “Gatunek L” nagrany z Promoe z Looptroop Rockers. Krążek pojawi się już we wrześniu, również w bardzo rozbudowanej formie książkowej! Na scenie towarzyszyli mu Jarecki z BRK. Widać, że wszyscy razem bardzo dobrze się bawili – a najlepiej oczywiście publiczność.
Ostróda to, coś więcej niż koncerty
W piątek Red Stage otworzył weteran ostródzkiej sceny, Marcin „Silverdread” Pospiszył, z krótkim muzycznym wykładem na temat roots reggae w ramach nowego festiwalowego projektu “Reggae Edukacja”. Tym samym rozpoczął cykl spotkań – za kolejne odpowiedzialny jest Mirosław “Maken” Dzięciołowski, któremu przypadło podzielenie się własnym spojrzeniem na historię dubu oraz Paweł „27Pablo” Szawczukiewicz, który w niedzielę przybliży nam temat dancehallu.
Przed koncertami, od piątku do niedzieli organizatorzy zapewnili też szereg warsztatów oraz edukacyjnych prelekcji prowadzonych w ostródzkim Amfiteatrze i moderowanych przez gospodarza “Uniwersytetu Reggae” Bartosza Wójcika. Można wziąć udział zarówno w warsztacie bębniarskim Dominika “Wadada” Muszyńskiego jak i zajęciach dancehall prowadzonych przez Ukku Bit Divass: Ulę „Afro” Fryc & Malwinę „Malwa” Żygowską na Ostródzkim Molo. Na terenie festiwalu można też spotkać m.in. osoby pracujące w Stowarzyszeniu Otwarte Klatki czy obrońców Puszczy Białowieskiej, ale też strefę dla dzieci i strefę chill out prowadzoną przez ostródzkie stowarzyszenie “Rzecz Jasna”. Jak zawsze – każdy może znaleźć coś dla siebie.
Muzyczne otwarcie w palącym słońcu
Red Stage otworzyła Cała Góra Barwinków. Mieli przed sobą niezwykłe wyzwanie – ogromny upał i żar lejący się z nieba, który zniechęcał do tańca. Mimo tego zespół pod wodzą Kuby Kaczmarka rozruszał tłumek, który chronił się w życiodajnym cieniu. Wiele osób słuchało siedząc na kocykach na trawie, a niektórzy skusili się na zabawę w pianie, która już od lat jest nieodłącznym elementem ostródzkiego krajobrazu.
Stephen Newland i Jafia kontynuowali dzieło CGB i wciąż zmuszali festiwalową publiczność do tańca w pełnym słońcu. Skutecznie. Jamajski muzyk już wielokrotnie występował na ostródzkiej scenie, a w 2009 roku zapisał się w historii festiwalu ze swoim zespołem Rootz Underground. W trakcie swojego koncertu zaprosili na scenę publiczność, aby wraz z artystami szalała na scenie – ta jednak nie wytrzymała tak intensywnych wibracji!
W tym roku Newland promował swój solowy projekt występując na scenie z Dawidem Portaszem z Jafii. Jest to ciekawe połączenie mistycznego polskiego artysty (o bodaj najbardziej “czarnym” głosie) z bardzo energetycznym i wybuchowym jamajskim wokalistą.
Bakshish, czyli już 35 lat legendy
O zachodzie słońca na scenie pojawiła się legenda polskiego reggae, zespół Bakshish, który w tym roku obchodzi 35 urodziny. Od Jarexa ze sceny bije ogromne ciepło i spokój. Artysta uczy o tym, co ważne, nie tylko tekstami piosenek (m.in. “Problemy mijają jak łzy”), ale też swoją postawą i kontaktem z publicznością. Usłyszeliśmy klasyczne utwory jak “Nowa sytuacja” czy “Otwórzcie oczy”, zagrane z Dawidem Portaszem. Bardzo piękny, wzruszający koncert.
Aż trudno uwierzyć, że to aż 35 lat, bo członkowie zespołu są w świetnej formie, a przekaz płynący ze sceny nadal bardzo aktualny. Chociaż dzień później artyści grali w Lidzbaku Warmińskim, to w niedzielę znowu spotkaliśmy Jarexa pod sceną: “Nie mogłem wytrzymać i wróciłem” – powiedział nam.
Rodzinne reggae z Brooklynu
Gdy zaszło słońce na scenie pojawił się zespół New Kingston – niezwykła formacja rodzinna o jamajskim rodowodzie, ale od wielu lat mieszkająca na Brooklynie. W zespole gra trójka braci wraz z ojcem, który w młodości zaszczepił w nich muzyczną iskrę.
W trakcie wywiadu z zespołem dowiedzieliśmy się, że gitarzysta będąc dzieckiem marzył by zostać iluzjonistą. I ten pierwiastek magii da się odczuć w twórczości New Kingston. Artyści dobrze czuli się też na terenie festiwalu, podchodzili do ludzi, cieszyli się z kontaktu z nimi, nie odmawiali wspólnych zdjęć. Każdy z braci ma w sobie coś niezwykłego, a muzycznie świetnie się uzupełniają. Na scenie szczególnie wyróżnia się perkusista, który gra całym sobą – emocje aż kipią. Ojciec, stojący z boku i grający na basie, spoglądał na synów z dumą i uśmiechem na twarzy. Na zakończenie usłyszeliśmy piękne wykonanie klasycznego “Redemption Song”. Za dwa tygodnie zespół wydaje nową płytę “A Kingston Story: Come from Far”, koniecznie to sprawdźcie!
Gwiazdą piątkowego wieczoru była legendarna grupa Steel Pulse. W trakcie koncertu zerwał się ogromny wiatr i wydawało się, że festiwal nie ucieknie przed nadciągającą burzą. Brytyjczycy rozwialo jednak chmury, a ich powrót do Ostródy po 11. latach był bardzo udany. Zróżnicowany set spodobał się publiczności, my żałowaliśmy tylko trochę, że nie usłyszeliśmy numerów z klasycznej debiutanckiej płyty “Handsworth Revolution”. A za tytułowy numer z tego albumu lub “Ku Klux Klan” dalibyśmy się pokroić!
Mocne uderzenie na dobranoc
W piątek Red Stage zamykały dwa polskie zespoły mocno powiązane kadrowo – najpierw Paprika Korps, a następnie na zakończenie Ragana. Mocne uderzenie heavy reggae skłoniło publiczność do wykrzesania z siebie nieuświadomionych dotąd pokładów energii. To było to, czego festiwalowicze potrzebowali o tak późnej porze! Całości dopełniły piękne – chociaż niepokojące – wizualizacje gitarzysty Łukasza Rusinka, z których słynie Paprika Korps.
Jeden z najlepszych występów pierwszego dnia Ostródy! Teren festiwalu opuszczaliśmy kołysani łagodniejszym brzmieniem Ragany i pięknym głosem Jahgi. Czas na trochę snu i szybką regenerację – dwa pierwsze dni ORF były bardzo udane, ale dużo wrażeń jeszcze przed nami.